< STRONA GŁÓWNA

Mróz nie taki straszny – czyli o aktywnej nadziei na przyszłość młodzieży

Zmiana, zmiana, zmiana. I choć nasze mózgi zaprogramowane są tak, aby chodzić na skróty i wydatkować jak najmniej energii, to zmiana jeszcze nigdy nie była tak dynamiczna, tak głęboka i tak wielowymiarowa. Można jej nie widzieć, ale to jakby zasłonić oczy i udawać, że nas tu nie ma.

Kiedy rozpoczynaliśmy działalność naszego fundacyjnego projektu, Domu Spokojnej Młodości, jedną z głównych obaw był opór ze strony nauczycielskiej: o to, że nie zgodzą się na przejmowanie aktywności polegającej na prowadzeniu lekcji przez uczniów i uczennice. Nasze obawy oczywiście wynikały w jakimś stopniu z efektu mrożącego jaki wywoływały wszelkie działania polityczne wokół edukacji, ale obawialiśmy się też psychologicznego oporu ze strony kadry nauczycielskiej.

To jedno z większych zaskoczeń, bowiem efektu mrożącego nasi Agenci i Agentki (bo tak nazywamy osoby prowadzące lekcje w swoich szkołach) nie spotkali, dostawali natomiast ogromną życzliwość i przychylność od kadry uczącej. Często osoby podejmujące działania spotkały się z prośbami o przeprowadzenie lekcji także w innych klasach, nauczyciele organizowali również prowadzenie lekcji na szkolnych aulach, czy salach gimnastycznych dla wielu klas jednocześnie – tak miało to miejsce np. w przypadku realizacji lekcji o wyborach parlamentarnych.

Chcę w tym miejscu powiedzieć o nadziei, którą widzę obserwując zaangażowanie młodych osób, ich chęć do wpływania na rzeczywistość i formowaniu świata choćby w tych najmniejszych społecznościach, w jakich funkcjonują, czyli klasa czy szkoła.

Praca z młodymi osobami to doświadczenie szczególne. Pozwala bardzo mocno poszerzać perspektywę myślenia, daje mnóstwo inspiracji, uczy nowych kompetencji – nie tylko – jakby się mogło wydawać – cyfrowych, ale również, podejścia do budowania relacji, otwartej komunikacji. Daje też możliwość widzenia spraw w inny sposób – bo czy w działaniu zawsze najważniejsze jest, w jaki sposób zostało wykonane, czy ważny jest rezultat? Bynajmniej nie mam na myśli działań związanych z etyką, myślę natomiast o schematach postępowania, w jakich tkwimy i jak ograniczające okazują się one być. Kiedy tylko otworzymy się na „inność,” okazuje się, że możemy robić rzeczy bardziej, szybciej i lepiej. A inność z zasady nie jest naturalna.

W ostatnim czasie bardzo mocno zauważam rozdźwięk, jaki istnieje pomiędzy tradycyjnie rozumianym etatem a potrzebami i możliwościami, jakie rynkowi pracy może zaoferować młoda osoba.

Podam przykład: całkiem niedawno zaangażowaliśmy w naszej fundacji niezwykle mądrą, sprawczą i kompetentną osobę. Osoba ta posiada bardzo wysoką motywację do działania. Zdradziła, że od 2 lat szuka płatnej pracy i podejmuje wyłącznie działalność społeczną (nieodpłatną), bo studiuje i nikt nie chce jej zatrudnić na etat.  Okazuje się, że studia realnie zajmują jej 2 dni w tygodniu – pozostały czas jest do dyspozycji pracodawcy. Dodatkowo osoba ma pełną gotowość pracować wieczorami oraz w niektóre weekendy. Deklaruje, że ze wszystkich zadań, które zostaną jej powierzone, wywiąże się pozastandardowych godzinach pracy. Jedynym potencjalnym wyimaginowanym problemem jest fakt, że możemy się spotykać w biurze na cały dzień  2 dni w tygodniu. Pozostały czas pozostaje na ewentualne spotkania akcyjne, nie etat.

Bardzo mocno wybrzmiewa w tym przykładzie rozdźwięk, jaki dzisiaj jest widoczny między realnymi możliwościami młodych osób a tym, co może oferować im rynek pracy. Będąc przez ostatnie 20 lat pracodawcą, a nawet pracując przez ostatnie kilkanaście lat w obszarze HR, widzę, jak dużym wyzwaniem pozostaje zatrudnianie i możliwość korzystania z kompetencji najbardziej utalentowanych osób. Rekrutacja to istny koszmar działów HR. Z drugiej strony mamy młodzież gotową angażować się, jednak, by tę chęć przełożyć na działanie, należałoby nieco przedefiniować formę świadczenia pracy. Oczywiście nie mam na myśli pracy, która wymaga ciągłości i realizacji procesu (linia. produkcyjna, obsługa w sklepie, instytucji) – to zupełnie inna charakterystyka. Przy dzisiejszym rozwoju technologii i informacji jako jednego z najważniejszych zasobów, chcę wierzyć, że praca wysoko wykwalifikowanych osób to właśnie przyszłość, której potrzebujemy dzisiaj.

Praca zdalna to dzisiejsza rzeczywistość. Pandemia pokazała, jak potrafimy być efektywni pracując zdalnie. Niestety niedostatki managerskie oraz, jak sądzę, lobby nieruchomości, bardzo zabiegają o to, aby wszyscy wrócili do biura i siedzieli w nim po 8 godzin dziennie, od poniedziałku do piątku. Dostrzegam w tym 2 zjawiska: pierwsze to zdaje się, „ego” managerów połączone z brakiem kompetencji, charyzmy, osobowości. Drugie to potrzeba redefiniowania tego, czym i jak wymiarowany jest etat, czym jest ośmiogodzinny dzień pracy osadzony w 5-dniowym tygodniu.

Tempo pracy oraz ilość spraw, jakie przeciętny pracownik realizuje w ciągu dnia, znacznie wzrosło od czasu, kiedy wymyślono system zmianowo-etatowy. Przyrost chorób związanych ze zdrowiem psychicznym to odpowiedź na to, co się dzieje z wielością spraw, jakie na co dzień „ogarniamy”.

Oczywiście nie są to tylko sprawy zawodowe, ale również inne – kształtujące nasze życie. Wypalenie zawodowe jest już jednostką chorobową wpisaną oficjalnie na listę WHO (World Health Organisation). A epidemia związana z kłopotami ze zdrowiem psychicznym (jeśli nic nie zmienimy) jest przed nami.

Stereotypowe podejście do młodzieży to dzisiaj istotny błąd poznawczy szerokiego grona zatrudniających. Co oznacza to w praktyce? Przede wszystkim to, że ta grupa wiekowa potrafi o wiele szybciej się uczyć, szybciej pracować, szybciej przetwarzać informacje niż sądzimy. Potrafi też być zaangażowana na 110%. Wymaga to jednak innego sposobu budowania relacji. Porównywanie więc doświadczeń mierzonych w latach pracy nie jest właściwe i wcale nie wynika z zasady matematycznej proporcjonalności. Tworzenie hierarchii wynikającej z wieku jest dużym nadużyciem i często przez osoby młode (słusznie) uważane jest za działania graniczące z przemocą. A gejzery mobbingu w ostatnich latach wybijają jakby częściej…

Partnerstwo i partycypacja to klucz. Żeby nie było zbyt prosto: uwaga na „youthwashing”!  Pokolenie młodych dorosłych ma, bardziej niż którekolwiek inne, wbudowany detektor fałszu (zwany także detektorem bullshitu). Zatem partnerstwo i partycypacja płynące z serca i pełnego zrozumienia, zaufania i oddawania przestrzeni – ze świadomością, że mogą popełniać błędy. Bo czy starsze pokolenia ich nie popełniają?

Młode osoby w tym roku pokazały podczas wyborów parlamentarnych, jaką siłę stanowią i że potrafią się zmobilizować. To duży kredyt zaufania, jaki otrzymali rządzący. Dzisiejsze rekordy oglądalności obrad Sejmu RP na YouTube to być może zasługa nowej „narracji”, ale również to może potrzeba weryfikacji przez młode osoby, czy zaufały właściwym ludziom.

Zmiana, zmiana, zmiana. I choć nasze mózgi zaprogramowane są tak, aby chodzić na skróty i wydatkować jak najmniej energii, to zmiana jeszcze nigdy nie była tak dynamiczna, tak głęboka i tak wielowymiarowa. Można jej nie widzieć, ale to jakby zasłonić oczy i udawać, że nas tu nie ma.

Młode osoby dają nadzieję. Dla mnie są największą nadzieją na zmianę. Dotychczas większość energii kierowana była (i często nadal niestety jest) w działania próbujące zmienić to pokolenie. Tymczasem tutaj trzeba zmieniać sposób myślenia i działania pokoleń nieco starszych. Zmianę, która się dzieje, najlepiej rozumieją młode osoby, bo to właśnie one ją tworzą. Widzą ją z bliska, rozumieją lepiej. Niestety, mimo całej swojej świadomości i wrażliwości, nie dostają (jeszcze) pola do działania na większa skalę.

Rozwiązaniem jest budowa mostów pokoleniowych, mostów zarówno w relacjach zawodowych, relacji człowieka z instytucjami, jak i – systemowo – zmian w legislacji. Takie połączenia są możliwe i korzystne dla wszystkich osób biorących udział w tym międzygeneracyjnym dialogu

Od 7 lat pracując z młodzieżą, a od ponad roku na dużą skalę, powoławszy do życia Dom Spokojnej Młodości, wiem, że to właściwa grupa do robienia realnej zmiany. To też właściwa grupa, która potrafi zaangażować swoich starszych kolegów i koleżanki. Niech dowodem na to będzie fakt, że przez 4 miesiące działania naszego projektu ponad 800 osób  z ponad 200 miast w Polsce pobrało scenariusze po to, by samodzielnie przeprowadzić lekcję dla swoich kolegów i koleżanek na tematy, których w szkole się nie porusza, a dla tej grupy są kluczowe w drodze do lepszego rozumienia świata.

Wystarczy „wyrównać” relacje i przestać na nich patrzyć z perspektywy „mistrz – uczeń”, wyrównując perspektywę w kierunku „uczeń – uczeń”. A może po prostu też: „człowiek – człowiek”.

Skip to content